Bóg zawsze odpowiada dobrocią. A my? Próbujmy nieść Boga w swoje środowisko. Przetwarzajmy zło w dobro i owego dobra rozsiewajmy wokół siebie jak najwięcej .
Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko
Kolejny temat bardzo dla mnie ważny i pasjonujący. :-)
Bardzo ucieszyłam się na wieść o tym, że Papież Franciszek ogłosił ten miesiąc październik Nadzwyczajnym Miesiącem Misyjnym. :-) To wielka radość dla Kościoła, dla misjonarzy, i dla nas wszystkich, ponieważ wiedza na temat misji jest bardzo ważna. Mam wrażenie, że w tym aspekcie jeszcze wiele jest w naszym kraju do przekazania i pokazania, jak to właściwie z tym jest.
Moje zamiłowanie do tego tematu zaczęło się w czasie studiów szczególnie, gdzie pogłębiałam swoją wiarę. Poznałam wielu misjonarzy, którzy z zapałem głosili Ewangelię w najdalszych zakątkach świata.
Próbowałam szukać, co mogę zrobić w tym kierunku, żeby jakoś się wkręcić jako osoba świecka. Wszędzie, gdzie nie zadzwoniłam, mówiono mi o konieczności angażu w wolontariacie na szczeblu krajowym, abym mogła zdobyć cenną wiedzę i doświadczenie.
W roku 2014 trafiłam jako wolontariusz do Fundacji Dzieci Afryki. :-) Tak stopniowo rozpoczęła się moja przygoda ze światkiem misyjnym. I pomyśleć, że po wielu perypetiach życiowych i szukaniu swej drogi, po dwóch latach zaczęłam tam pracować w biurze. To przyniosło z czasem wiele niespodzianek - spotkania z misjonarzami, zdobywanie cennej wiedzy, jak wygląda pomoc misjonarzom "od kuchni", realna pomoc skierowana szczególnie do dzieci - wysyłka paczek z piórnikami, przyborami szkolnymi, moskitierami, lekami, materiałami opatrunkowymi, projekty adopcji na odległość i wiele innych. Poznałam od strony biurowej, jak wygląda proces takiej pomocy, wszelkie formalności. To praca bardzo pasjonująca, czasem są trudniejsze momenty, wiele spraw do ogarnięcia, ale wtedy czuję się jak taki prawdziwy misjonarz, który poświęca się dla innych.
Był moment, że bardzo intensywnie myślałam o wyjeździe misyjnym, myślałam poważnie też o zakonie.
Okazja wyjazdu trafiła się niespodziewanie, to było jak sen, 28 października 2017 roku. Kierunek - Kamerun. Czasu na przygotowanie nie było zbyt wiele, ale dzięki wsparciu Zarządu Fundacji ze wszystkim udało się uporać. Do dzisiaj mam wiele pięknych wspomnień, zdjęć, i to wszystko jest bardzo żywe i liczę jeszcze na niejedną wprawę do dzieciaków w przyszłości. :-) Aż łza się w oku kręci..... Trochę wspomnień....
Wszystko zaczęło się w sobotni poranek…
…gdy załoga w pełni sił stawiła się na lotnisku. Lot: kolejno lot do Douala w Kamerunie i po pół godziny ostatnie lądowanie w stolicy Yaounde. Zatrzymaliśmy się tam na nocleg u dominikanek włoskich. W niedzielę uczestniczyliśmy w uroczystej Mszy oraz zwiedzaliśmy stolicę. To co na wstępie mnie uderzyło w tym innym świecie to: straszny ruch na drogach, wyprzedzanie, tłumy ludzi, bogactwo, intensywne nocne życie, kreatywność Afrykanek w kwestii ubioru, wyczucie stylu, korupcja, niesprawiedliwość społeczna.
Kolejno udaliśmy się do Abong Mbang, gdzie wraz z siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana udało się zrealizować projekt budowy kuchni nieopodal szkoły. Z okazji naszego przybycia odbyło się uroczyste otwarcie kuchni, poświęcenie, tańce i uczta, a także przygotowany specjalnie z tej okazji program artystyczny.

Po dwóch dniach udałam się na wschód Kamerunu do Nguelemendouka do sióstr michalitek. Miałam okazję odwiedzić okoliczne szkoły, gdzie prowadzone są katechezy. Klasy są ciemne, wilgotne, brudne – z pewnością są to trudne warunki do nauki i zabawy. Dzieci są zaniedbane, ale z pewnością chętne do nauki i pracowite. Zwizytowałam Oratorium prowadzone przez siostry. Każda klasa ma swojego opiekuna, dzieci bawią się, uczą, mają okazję zjeść ciepły pożywny posiłek – najczęściej jest to ryż i kurczak w sosie. Dzieci są żywe i energiczne. Warto zwrócić uwagę, że dzieciaki garną się do zdjęć, są bardzo fotogeniczne. Spotkałam się też z młodzieżą. Zajęcia zaczynają się już od rana – młodzi ludzie pomagają w różnych pracach przy użyciu maczety. Siostry dbają o formację, integrację, organizują spotkania filmowe, katechezy oraz uczą praktycznych umiejętności
i pracy.


To są naprawdę zdolni ludzie z wielkim potencjałem. Wystarczy tylko się nad nimi pochylić i stworzyć pewne możliwości i szansę na rozwój i lepszą przyszłość. Podopieczni zorganizowali nam ciepłe pożegnanie, trudno było się z nimi rozstać. Ofiarowaliśmy im m.in. chustę klanzę, która z pewnością umili im czas rekreacji i wspólnych zabaw. W Nguelemendouka spędziłam tydzień, a dość szybko poczułam się jak w domu. Stałam się rozpoznawalna, ludzie zwracali się do mnie po imieniu, nie byłam dla nich tylko „biała”. Często widywałam dzieci i młodzież w kościele podczas nabożeństw i sakramentu pokuty i pojednania.

Kolejny etap podróży to stolica i Balengou na zachodzie Kamerunu, gdzie również spotkaliśmy się z Siostrami Michalitkami. Mieliśmy okazję zwizytować ośrodek zdrowia oraz szkołę. Warto podkreślić, że klimat różni się znacznie od tego na wschodzie. Tutaj są góry, wysokość 1100 m n.p.m, bujna zielona roślinność i nieco niższa temperatura, owady już nie występują tutaj w takiej ilości jak w Nguelemendouka. Zaznacza się również różnica w mentalności ludzi – wychowanie angielskie daje o sobie znać – ludzie są bardziej pracowici, zaradni i nastawieni na rozwój, a nie jak w przypadku wschodu, gdzie wychowanie francuskie przyczyniło się do znacznego zubożenia intelektualnego ludności, co negatywnie odbija się w kwestii żywienia, higieny, edukacji i wiary. Po wizycie w Balengou udajemy się na ostatnie godziny do stolicy, gdzie żegnamy się z Kamerunem. Jeszcze udział we Mszy Świętej, uroczysty obiad i w drogę na lotnisko.
Jak pomagać misjonarzom?
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takich przygód i wrażeń. Często jest tak, że owoce podróży przychodzą później. Widzę to również u siebie, ponieważ teraz w moim sercu rodzą się ciekawe pomysły, jak jeszcze można pomagać misjonarzom, a potrzeby są ogromne w każdym aspekcie.
Najbardziej uderzający fakt to różnice między bogatymi a biednymi. Często jest tak, że brakuje empatii, bogaci skupiają się na sobie i swoim dobrobycie, mogą widzieć skrajną biedę i przechodzić obojętnie… Jest to ogromna dysproporcja i niesprawiedliwość. Ponadto zaznaczają się wyraźne różnice miedzy wschodem a zachodem Kamerunu. Szkoła angielska na zachodzie dała ludziom szansę na pracę i rozwój, inaczej dzieje się na wschodzie, gdzie często ludność nie posiada podstawowej wiedzy w kwestiach życia codziennego. Pochyliłam się również nad kwestią wiary. Chrześcijaństwo ma tam dopiero niecałe sto lat i wciąż zaznaczają się wpływy pogańskie, czary, magia, zabobony, zaklęcia, składanie ofiar itd… Często ludzie uczestniczą w nabożeństwach i sakramentach z czystej ciekawości, przymusu, a ich życie codzienne nie odzwierciedla prawdziwej wiary, co objawia się na przykład w braku szacunku i należnej czci do poświęconych przedmiotów.
Pamiętajmy o polskich misjonarzach. Przez modlitwę i wsparcie.
Polskim misjonarzom, którzy posługują w Kamerunie należą się słowa uznania i podziękowania. Wkładają wiele trudu i wysiłku w formację i naukę podstawowych prac i zachowań oraz w krzewienie wiary wśród miejscowej ludności. Z całego serca ogarniam ich wszystkich modlitwą i pamięcią! My dajemy im tylko pewne narzędzia do pracy, ale prawdziwe owoce są widoczne dzięki ich wysiłkom. Podczas rozmów z misjonarzami dowiedziałam się, że najbardziej trudne w ich życiu są: choroby, odmienność kulturowa oraz fakt, że nie widać od razu efektów ich pracy – te owoce zbierze ktoś inny. Ale za to oni zbierają owoce po poprzednikach, co objawia się poprzez wdzięczność, którą żywią do nich m.in. policjanci – byli wychowankowie misji, którzy kiedyś otrzymali szansę wybicia się.
Zachęcam do modlitwy i wspierania materialnego polskich misjonarzy, bo ich praca i trud są wartościowe i nie idą na marne, a także przyczyniają się do tego, że świat staje się lepszy i radośniejszy.
Bardzo podziwiam tych ludzi, którzy są gotowi poświęcić swoje życie dla innych. Opuszczają rodzinę, dom, Ojczyznę, wszystko i idą w nieznane.... Jakie to uczucie? Pewnie obawy, ale też radość, wolność i zaufanie Bogu. Mamy czego od nich się uczyć, naprawdę! Na pewno, aby się nie skupiać zbyt na tym, co materialne, aby właśnie trochę zaufać, pójść w ciemno, a nie kurczowo trzymać się planów i wygód!
Pamiętajmy o naszych misjonarzach - nie tylko teraz, ale zawsze!