Zamieszczam obiecany temat o pielgrzymowaniu. :-)
Prawda jest taka, że wiele można by o tym pisać, każdy ma inne doświadczenia. Warto pamiętać, że każda pielgrzymka jest inna - nie można powiedzieć, że skoro już raz przeszedłem to następne wyprawy będą już tylko łatwiejsze.
W swoim życiu brałam udział w pięciu pielgrzymkach:
Warszawska Metropolitalna Pielgrzymka Akademicka, zwyczajowo zwana WAPM i tym skrótem będę się tutaj posługiwać - dwa razy w grupie Seledynowej w latach 2012 oraz 2014 i raz w grupie Srebrnej w roku 2015.
Dwie kolejne pielgrzymki to Kalwaria Pacławska, Podkarpacie, moje rodzinne strony w latach 2017 oraz 2018.
Każda pielgrzymka inna. Z każdej mam inne wspomnienia tak naprawdę.
Powiem, że też potrzebne jest odpowiednie natchnienie, przygotowanie. Nie szłabym raczej z biegu, przymusu itd. Bo to raczej może się skończyć niepomyślnie....
Najbardziej pamiętam pierwszą pielgrzymkę WAPM w 2012 roku. Przygotowania zaczęłam wcześniej. Bałam się jak to będzie, nikogo nie znałam... Pomogła mi na pewno strona internetowa oraz info przy zapisach. Grupa Seledynów to świetna grupa. Właściwie szczególnie polecana tym, którzy idą na pielgrzymkę po raz pierwszy. Wspaniale mnie wprowadzili, pamiętam wspólne kolacje, tańce, rozmowy... Ta pielgrzymka była wyjątkowo łagodna, jeśli chodzi o moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Pomimo zmęczenia byłam bardzo szczęśliwa. Nigdy nie zapomnę tych nocy w stodołach z myszami, ponieważ nie miałam wtedy namiotu. ;-) Dobrze, że miałam miskę do mycia i śpiwór, karimatę eh....no i latarkę. ;-)
Te spory o to, kto poniesie znaczek grupy... chętnych było sporo - las rąk normalnie hłe hłe ;-)
Pamiętam łzy jak już docieraliśmy do celu. Przypomniała mi się jak w kadrze cała pielgrzymka, wszystkie przeżycia, dobroć spotkanych ludzi... To wzruszenie zresztą będzie się pojawiało także w latach kolejnych. Tutaj też złapała mnie największa pielgrzymkowa opalenizna. ;-)
Pielgrzymkę w 2014 roku pamiętam jako wyjątkowo ciężką. Byłam słaba, też psychicznie. Może to nie był najlepszy moment, by iść.... Pamiętam szczególnie skurcze i ból w udach, bąble na stopach, ogólne osłabienie. Ale doszłam szczęśliwie do celu. Pomogły mi też wartościowe rozmowy.
W 2015 roku ruszyłam z duchem misyjnym, co wiąże się też z moją życiową pasją. :-)
Był super klimat, świetni ludzie, szłam w miarę łagodnie, w połowie dopadł mnie tylko niedobór elektrolitów, ale dało się z tym uporać. Cenna nauka była taka, że sama woda do picia to za mało - potrzebne są cukry i elektrolity właśnie. Oczywiście spałam już w namiocie, jak w roku poprzednim. Pamiętam też jakiś intensywny atak mrówek, jakaś plaga normalnie! Polecam repelenty, a najlepsza jest mugga, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. ;-) W pamięci zapadły mi też te "kąpiele" w misce. Dodam też, że ta pielgrzymka była najbardziej upalna.
Obie były dość podobne. Pierwszego dnia po porannej Mszy w katedrze w Przemyślu ruszyliśmy w drogę i tego dnia byliśmy już na miejscu. Poprzednie pielgrzymki trwały 10 dni 5-14 sierpnia. Tutaj dochodziliśmy pierwszego dnia i na miejscu przeżywaliśmy dni odpustowe w terminie 12-15 sierpnia. W tym czasie odbywały się koncerty, adoracje, była okazja do spowiedzi, dróżki Matki Bożej i Pana Jezusa, pogrzeb Matki Bożej. Fajny czas, bardziej na luzie. Mieszkaliśmy u gospodarzy na strychu, dość zadbanym. Spaliśmy na przygotowanych materacach, każdy miał ze sobą swój śpiwór. Nasza grupa z Przemyśla liczyła ok. 30 osób i nie wszyscy spali z nami na strychu.Pamiętam zimne noce, wczesne poranki, jak zresztą na WAPM. Przyznam szczerze, że taka pielgrzymka to swoisty obóz przetrwania. Ale jest w tym wiele Bożego ducha, bo oczywiście są codzienne Msze, modlitwy, konferencje, rozważania. I chyba to sprawia, że człowiekowi jest po prostu lżej.
Ważna jest intencja, z którą idziemy. Ja w momentach kryzysu przypominałam sobie, po co idę, jaki jest cel, za kogo się modlę. To mi dodawało powera! No i wspaniali ludzie, gościnność.
Cenne doświadczenia i nauka pokory. Nauka dzielenia się z innymi i radości z tego, co mam. :-) Widzę też, jak w poszczególnych latach się zmieniałam.
I nic więcej nie potrzeba.....
A ja zacząłem pielgrzymować korzystając z namiotu. Zabrałem wtedy wielką "piątkę" z przedsionkiem i w dodatku z impregnowanego bawełnianego płutna. Worek miał z metr wysokości a całość wazyła ze 20kg (jeśli był suchy). Składanie namiotu trwało ze 20 minut. Rano to bardzo cenny czas na pielgrzymce. Nocowałem w nim oczywiście nie sam rylko z 3 kolegami. Mialem wtedy może z 16 lat. Na następne pielgrzymki wybierałem się już tylko ze spiworem i na stodoły. Było ciepło i było większe towarzystwo.
OdpowiedzUsuń