Jak sobie poprawić samopoczucie? Jak przetrwać kryzys?

Hmmm....

Na to są różne metody, w zależności od tego, jakie predyspozycje ma dana osoba, charakter, zdrowie, usposobienie, w jakim środowisku się obraca, czym się zajmuje, wiek i płeć też nie są bez znaczenia.

Ja stosuję różne metody.
Po pierwsze, kiedy mam kryzys bardzo pomaga mi wiara, Bóg, modlitwa, wyciszenie. Zwracam uwagę na CISZĘ. Pójście na Mszę działa na mnie kojąco, jakby czas się zatrzymał. Przynajmniej na tą godzinkę czy pól mogę zostawić moje problemy. Mogę zrozumieć, że nie jestem z tym sama. Czasem, a nawet często, może być pomocne co wtedy usłyszę podczas czytań czy kazania. Różnie to na mnie wpływa. Czasem dostaję odpowiedź, czasem jestem wściekła, bo coś mnie dotknie, czasem zaczyna mnie coś nawet bardziej wiercić, pojawiają się pytania, wątpliwości. Ale to świetnie!

Z bardziej przyziemnych metod dobre jest sprawę przemyśleć, dlaczego pojawia się dól - co lub kto jest jego przyczyną. Można na to powoli spróbować spojrzeć z dystansem i się zastanowić, co mogę z tym realnie zrobić. Warto pobyć z tematem samemu przez jakiś czas.

Rozmowa z drugim człowiekiem może okazać się bardzo cenna i wartościowa. Ktoś może nam pomóc spojrzeć na to z innej perspektywy, doradzić, choć z tym uwaga. Ja na przykład jak jestem w kryzysie, bardzo nie lubię doradzania na siłę i już teraz. Można po prostu się wygadać i to wiele daje, nie zawsze potrzebna jest od razu rada.

Jeśli przyczyną doła jest drugi człowiek warto porozmawiać szczerze. Jeśli się nie da, jest to niemożliwe, bo ktoś nie chce, to można napisać sms, list i zostawić to. Wiem, jakie to trudne i bolesne, kiedy spotykamy się z lekceważeniem, odrzuceniem. Długo też ćwiczyłam na sobie, by odpuszczać, nie narzucać się, zostawić drugiego człowieka, jeśli nie chce rozmawiać. Nic na siłę. Chociaż to boli. Ale relacja to dwie osoby, a nie jedna, która wszystko dźwiga na własnych barach.

Najważniejsza jest świadomość, że nie na wszystko masz wpływ. Są rzeczy, które realnie możesz zmienić, ale są i takie, które nie zależą już tylko od ciebie. Rób, ile możesz, nic więcej!

Też wiele mnie kosztowało, by to gdzieś sobie zakodować i uświadomić.

Pomocne zawsze są pasje, podróże, hobby, ciekawi ludzie, wyjście do świata, szukanie specjalistycznej pomocy niekiedy. I nie ma się czego wstydzić. Jesteśmy ludźmi i mamy też ograniczone zasoby. Na pewno człowiek nie może być sam z całym cierpieniem, nie może wszystkiego w sobie dusić. Trzeba rozmawiać. Trzeba tej pomocy szukać. Ale tylko wśród zaufanych i wypróbowanych ludzi, gdzie mamy pewność, że zależy im na naszym dobru, że nie chcą nam wyrządzić krzywdy.

Cóż..... i tutaj ważne są czas i cierpliwość. Niestety..... To wymaga tych dwóch rzeczy. Nic od razu się nie stanie. To jest proces, nauka poznawania siebie, jak działa nasze ciało i dusza w kryzysie.

W kryzysach podoba mi się to, że jednak to jest zawsze jakaś informacja dla ciebie, ze nie wszystko jest w porządku, że coś trzeba zmienić, że trzeba się sobie przyjrzeć na nowo, że potrzeba czasu dla siebie, bo być może gdzieś w tym chaosie się zapędziłeś i nie wiesz, dokąd zmierzasz.
To cenna informacja, również, jeśli spojrzymy na to szerzej pod kątem własnej historii, dzieciństwa, dlaczego reaguję tak a nie inaczej, że być może coś wymaga uzdrowienia, że potrzebne jest przebaczenie sobie lub komuś, by normalnie iść na przód i porzucić stare potwory, które od czasu do czasu wychodzą, często niespodziewanie i nagle.....

Czasem pojawiają się dolegliwości somatyczne i zastanawiamy się, na co chorujemy cieleśnie. A często jest tak, że uzdrowienia wymaga psychika, wtedy ciało wróci do formy, na przykład ustaną problemy trawienne, sercowe, krążeniowe i wiele innych.
Warto o tym pomyśleć.

No i czas na relax - kąpiel, dobre jedzonko, sen - to w sumie podstawa    :-)  Bo Polak głodny to Polak zły. ;-)